25.06.2016
Pinnacles National Park
Przyjechaliśmy tu zobaczyć kondory. Uzbrojeni w aparat i
lornetki wyruszamy na szlak. Jan w nosidle na plecach Krzyśka. Ja niosę plecak
z chustą – gdyby Jan jednak nie chciał siedzieć w nosidle (mamy obawy, czy Janek da się namówić na wędrówkę...), aparatem
fotograficznym, przekąską w postaci ciastek i sporą ilością wody. Trochę
pospaliśmy, ale wychodzimy w sumie stosunkowo wcześnie, około 9. Niemniej
jednak słońce już praży - nasze "praży" oznacza około 35 stopni Celsjusza... Szlak jest średnio ambitny, ale dobry na rozruch.
Mamy do pokonania około 4 km. trasą określaną jako moderate.
Idziemy pierwotnym uskokiem st. Andreas, potem trochę się
wspinamy. Po drodze spotykamy kondory -ogromne ptaszyska krążące nad parkiem.
Mamy dwie lornetki, które wydzieramy sobie z rąk. Śmieszne, jak bardzo chcemy te ptaszyska zobaczyć, jak narasta w nas ekscytacja...Każdy chce się przyjrzeć. Na
szczęście kondorów tu pod dostatkiem. A na kempingu mamy jeszcze oswojone szare
wiewiórki, kolorowe ptaki, szopa pracza i młodego wapiti, który podchodzi pod
nasze rv. Nie mamy za to internetu i zasięgu wifi. Jesteśmy niedostępni dla
świata i świat dla nas. O i jeszcze muszę koniecznie napisać, że Jan swoje nosidło uwielbia. Hej, Aga i Michał - dzięki za odsprzedanie tego nosidła!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz