Mój blog o książkach dla dzieci

Mój blog o książkach dla dzieci
Mój blog o książkach dla dzieci - polecam

piątek, 17 czerwca 2016

Dwanaście godzin w samolocie z piątką dzieci ...

Wizja dwunastu godzin w samolocie w podróży z piątką dzieci w wieku od lat czternastu do dziewięciu miesięcy wydaje się koszmarem… Zwłaszcza, że poza samym lotem są jeszcze nudne i długie procedury na lotnisku, które podróż wydłużają. Nam się udało jednak całkiem sprawnie przefrunąć z Gdańska, poprzez Monachium do Los Angeles.
Myśląc o tak długim locie postanowiliśmy uzbroić się w arsenał czasopochłaniaczy dla naszych dzieci, bo jak wiadomo – kiedy dzieci się nudzą, rodzic ma kłopot. Zapakowaliśmy więc: książki – po jednej dla każdego oraz kindla z zapasem literatury, komiksy, krzyżówki, kilka ulubionych gazet, gry w wersji podróżniczej, a także kolorowanki i ukochane pluszaki.
Dla Najmłodszego zestaw gryzaków i ulubione zabawki. Zarezerwowaliśmy mu również specjalne samolotowe łóżeczko – wygląda jak mini gondola od głębokiego wózka i jest mocowane do ścianki działowej w samolocie.
Okazało się, że starszaki, które na co dzień mają silnie reglamentowany dostęp do telewizji a w gry na kompie wcale nie grają, bardzo szybko zajęły się filmami i grami dostępnymi w samolocie na indywidualnych ekranach w strefie KIDS. Bardzo im się spodobało, że każda ma swój ekran i słuchawki. Nadrobiły filmowe zaległości i poznały kilka gier. Co jakiś czas sięgały wprawdzie po zapakowaną przez nas w bagażu podręcznym  książkę lub gazetę, ale generalnie zajęte były swoimi telewizorkami i brakiem naszej rodzicielskiej, ustawicznej kontroli czasu oglądania filmów i grania. Najstarsza obejrzała „Idę” i  „Gwiezdne wojny”- niezły zestaw. Młodsze „Misia Paddingtona” i telewizyjne kreskówki ze słoniem Benjaminem. No i oczywiście wspólnie oglądaliśmy mecz Polska – Niemcy. Jesteśmy przecież kibicami! Dziewięciomiesięczny Najmłodszy skupił się na rozsyłaniu uśmiechów współpasażerom i obsłudze, spaniu – niestety raczej w objęciach i przy piersi Mamy, niż w tym specjalnym samolotowym łóżeczku na wypasie. Trochę się bawił swoimi zabawkami, trochę spacerował na naszych rękach.
 Pod koniec lotu złapaliśmy się na tym, że dzieciaki właściwie wcale nie marudzą. Nikt nie jęczy, nikt nikogo nie pobił, nie było kłótni. Może to jakiś gen podróżniczy? A może spora ilość zajęć pozalekcyjnych i stała reglamentacja dostępu do telewizji  przyczyniły się do tej spokojnej podróży? Monitor przed oczami ze sporym wyborem filmów, muzyki i gier był dla nich atrakcyjnym czasopochłaniaczem.

Zyskaliśmy sympatię samolotowej załogi. Pod koniec lotu jedna ze stewardes gratulowała nam naszych FABULOUS KIDS.
Janek został obdarowany zestawem słoiczków HIPP z jedzeniem dla niemowląt. Zgodnie z amerykańskimi przepisami nie wolno wwozić jedzenia na teren USA. Jedyny wyjątek stanowią rodzice podróżujący z dziećmi, które potrzebują takiego jedzenia. Załoga samolotu nie jest jednak objęta taką regulacją. Musieliby wyrzucić wszystkie słoiczki. No to dostał je Najmłodszy. Miło.

1 komentarz:

  1. Pozdrawiamy z Philadelphii :) czekamy z niecierpliwością na dalsze wieści :)

    OdpowiedzUsuń