Nie wiem, czy się polubimy, to miasto i my. Miasto wielkie, poprzecinane ogromnymi autostradami, miasto tak odmienne, jakby złożone z tysiąca miast. Tu blichtr; tu śmieci; tu luz, tu białe kołnierzyki; tu bezdomny pchający wózek z Walmarta a w nim cały swój dobytek. Tu nowoczesne drogi, zapchane wielkimi autami, ciężarówkami; tam parki wciśnięte pomiędzy sklepy, a w nich biegacze i rodziny z dziećmi; sklepiki, domy, domki. Miasto na wzgórzach, miasto, które zatyka usta upałem, dusi smogiem, straszy pożarami (straszy tylko nas - miejscowi już przywykli), ale i zadziwia parkiem rozrywki Universal Studios, oferuje kuchnie z całego świata, dźwięczy anglomixem - tyle odmian angielskiego, ilu imigrantów. Ale i daje swobodę - jesteś jaki jesteś i już - nic nie zadziwia, jesteś gruby, chudy, zarośnięty, ogolony, masz dowolny kolor skóry, a może twojej skóry nie widać spod tatuaży, ale to tylko twoja sprawa, no comments. Jak poznać to miasto? Miasto złożone z tylu miast? My mieszkamy w Pasadenie, która jest niby odrębnym miastem. Niby, bo wszyscy traktują Pasadenę jak część Los Angeles. Tak to już pewnie jest w takich miastach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz