Nazywam się Janek Mital, mam dziewięć miesięcy i jestem baby
ranger. Kto to baby ranger? To taki
podróżnik – odkrywca, podróżnik – łazik, czyli po prostu Włóczykij kumpel
Muminków. Jak to jest być baby rangerem? No cóż, mnie pewnie wystarczyłyby
wakacje w domu, w Polsce. Nie jestem zbyt wybredny, potrzebuję mojej Mamy –
jesteśmy związani mlecznym akweduktem, trochę miejsca do raczkowania i prób
samodzielnego przemieszczania się, świeżej pieluchy co kilka godzin i nieco
jedzenia ze słoiczków – np. zmiksowanych owoców lub obiadków. Lubię również
kąpiele, chlapanie się i zanurzanie głowy pod wodę. Ale urodziłem się w
rodzinie naznaczonej piętnem podróżnika i odkrywcy. Musimy się przemieszczać,
zwiedzać, wędrować. Moja rodzina jest duża, mam rodziców i cztery starsze
siostry. Fakt ten bardzo wiele tłumaczy – muszę się podporządkować naszemu
stadu. Stado podróżuje, więc i ja podróżuję.
I tak, podczas gdy większość moich rówieśników spędza większość czasu
raczkując i grzebiąc w piasku w piaskownicy, ja jestem uczestnikiem rodzinnej
wyprawy na Dziki Zachód. W praktyce oznacza to latanie samolotem,
przemieszczanie się kamperem, wspinanie w górach w specjalnym nosidle lub
chuście, kąpiele w oceanie, drzemki w parkach rozrywki, na lotniskach, w czasie
wędrówek w parkach narodowych. Ciekawym przeżyciem jest również poznawanie
amerykańskich słoiczków dla małych dzieci. Rodzice zakupili mi w Walmarcie
sporo różnych smakołyków. Niektórych nie chcę przełknąć, inne polubiłem. Dziś
na przykład jadłem danie – kurczak z ryżem i jabłkiem. Smakowało. Czasem muszę
się trochę poświęcić, rodzina postanawia odwiedzić Universal Studios i Disney
Park. Dla mnie to średnia atrakcja, ale OK zgadzam się, podoba mi się nawet
strzelanie do potworów razem z Buzzem Astralem czy wizyta w domu Chipa i
Dale’a, ale oni też muszą czasem trochę przystopować i dać mi się wyspać. Dzisiaj
za to szukaliśmy kondorów. Zgodziłem się pod warunkiem, że wezmą mnie do
nosidła i poniosą. W takich warunkach mogę wspinać się w skałkach. Nic z tej
ekscytacji kondorami nie rozumiem. Ot wielkie ptaszyska. Ważne, że Mama z
radości piszczała i poczęstowała mnie mlekiem. Tak mogę współpracować. Teraz
rodzina śledzi loty orłów. Chyba mnie ta ornitologia nie kręWhat a cute boy! – mówią i
łaskoczą mnie pod brodą. Jestem urodzonym celebrytą. Takie uśmiechy w samolocie
zaowocowały pluszakiem – samolotem z emblematem Lufthansy oraz gustowynmi
lufthansowymi skarpetkami w moim rozmiarze. Chyba to podróżowanie wchodzi mi w
krew.
ci. Wolę za to rozsyłać uśmiechy na prawo i lewo i zyskiwać poklask przechodzących obok nas ludzi –
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz