Mój blog o książkach dla dzieci

Mój blog o książkach dla dzieci
Mój blog o książkach dla dzieci - polecam

poniedziałek, 27 czerwca 2016

Janek - the ranger boy

Nazywam się Janek Mital, mam dziewięć miesięcy i jestem baby ranger.  Kto to baby ranger? To taki podróżnik – odkrywca, podróżnik – łazik, czyli po prostu Włóczykij kumpel Muminków. Jak to jest być baby rangerem? No cóż, mnie pewnie wystarczyłyby wakacje w domu, w Polsce. Nie jestem zbyt wybredny, potrzebuję mojej Mamy – jesteśmy związani mlecznym akweduktem, trochę miejsca do raczkowania i prób samodzielnego przemieszczania się, świeżej pieluchy co kilka godzin i nieco jedzenia ze słoiczków – np. zmiksowanych owoców lub obiadków. Lubię również kąpiele, chlapanie się i zanurzanie głowy pod wodę. Ale urodziłem się w rodzinie naznaczonej piętnem podróżnika i odkrywcy. Musimy się przemieszczać, zwiedzać, wędrować. Moja rodzina jest duża, mam rodziców i cztery starsze siostry. Fakt ten bardzo wiele tłumaczy – muszę się podporządkować naszemu stadu. Stado podróżuje, więc i ja podróżuję. 
 I tak, podczas gdy większość moich rówieśników spędza większość czasu raczkując i grzebiąc w piasku w piaskownicy, ja jestem uczestnikiem rodzinnej wyprawy na Dziki Zachód. W praktyce oznacza to latanie samolotem, przemieszczanie się kamperem, wspinanie w górach w specjalnym nosidle lub chuście, kąpiele w oceanie, drzemki w parkach rozrywki, na lotniskach, w czasie wędrówek w parkach narodowych. Ciekawym przeżyciem jest również poznawanie amerykańskich słoiczków dla małych dzieci. Rodzice zakupili mi w Walmarcie sporo różnych smakołyków. Niektórych nie chcę przełknąć, inne polubiłem. Dziś na przykład jadłem danie – kurczak z ryżem i jabłkiem. Smakowało. Czasem muszę się trochę poświęcić, rodzina postanawia odwiedzić Universal Studios i Disney Park. Dla mnie to średnia atrakcja, ale OK zgadzam się, podoba mi się nawet strzelanie do potworów razem z Buzzem Astralem czy wizyta w domu Chipa i Dale’a, ale oni też muszą czasem trochę przystopować i dać mi się wyspać. Dzisiaj za to szukaliśmy kondorów. Zgodziłem się pod warunkiem, że wezmą mnie do nosidła i poniosą. W takich warunkach mogę wspinać się w skałkach. Nic z tej ekscytacji kondorami nie rozumiem. Ot wielkie ptaszyska. Ważne, że Mama z radości piszczała i poczęstowała mnie mlekiem. Tak mogę współpracować. Teraz rodzina śledzi loty orłów. Chyba mnie ta ornitologia nie kręWhat a cute boy! – mówią i łaskoczą mnie pod brodą. Jestem urodzonym celebrytą. Takie uśmiechy w samolocie zaowocowały pluszakiem – samolotem z emblematem Lufthansy oraz gustowynmi lufthansowymi skarpetkami w moim rozmiarze. Chyba to podróżowanie wchodzi mi w krew. 


ci. Wolę za to rozsyłać uśmiechy na prawo i lewo i zyskiwać poklask przechodzących obok nas ludzi –

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz