Mój blog o książkach dla dzieci

Mój blog o książkach dla dzieci
Mój blog o książkach dla dzieci - polecam

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Klara pisze - gry i zabawy w kamperze.

Od początku wyjazdu miałam zamiar coś tu napisać, ale ciągle albo zapominałam, albo pisałam w pamiętniku, albo akurat gdzieś szliśmy, albo bawiłyśmy się. No właśnie, zabawa. Jest z tym tutaj inaczej niż w domu,  wiadomo- mniej zabawek, z przestrzenią też różnie, zależy na jakim kempingu jesteśmy. Najpierw zobaczmy co każde z nas (dzieci) wzięło ze sobą wyjeżdżając na trzy miesiące do Stanów. Rita najchętniej zabrałaby ze sobą wszystkie swoje zabawki, ale niestety plecak okazał się za mały. Są tu więc dwa pluszaki: lisiczka i wilczyca Błyskawica, kredki,  pamiętnik i psiaki z ulubionej bajki, Psiego Patrolu oraz (oczywiście!) książeczki. Wszystko luźno walające się w plecaku. W bagażu Hani można zobaczyć porządnie  zapakowane i poukładane: trzy rodzaje klocków (w tym ulubione Plus Plus) chusteczki do czyszczenia okularów, trzy tomy łamigłówek Lassego i Mai (autor: Martin Widmark), pamiętnik i książki a także pluszowy Słonik i Miś. Zośka do siebie upchnęła: oczywiście kolorowanki typu Esy-Floresy, mnóstwo kredek i pisaków, gry (np. Double), pamiętnik i dwa psiaki, Zaprzęgusia i Łatka. Oraz książki Ja osobiście najwięcej zabrałam książek np. Warkocze Laury i Marie czy Zostań, jeśli kochasz (obie godne polecenia). Januś zabrał za sobą gryzaki i grzechotki, ale najczęściej korzysta z naszych rzeczy. Jak widać mamy bardzo różne rzeczy służące do zabijania nudy. Dziewczyny oczywiście często bawią się w to co w Polsce, ale tu opiszę typowo „amerykańskie” zabawy. Najgorzej jest w trakcie jazdy, ale nawet w tedy można bawić się w machanie, które mama już opisała w jednym z postów, opowiadamy bajki (Zosia opowiada już 3 część). Kiedy jesteśmy już na kempingu, to można wyjść na dwór i wtedy się zaczyna prawdziwa zabawa!  Kupiliśmy kredę, więc można rysować, chyba że znajdujemy się na kempingu parkowym, bo (jak dowiedzieliśmy się w Capitol Reef) w parkach narodowych jest to zabronione.  W Walmartach można też dostać piłki do siatkówki , więc gramy i w siatkę, i w kolory, a także w freesbee, które jest tutaj popularne. W naszej grze w siatę jesteśmy jednak odosobnieni. Włazimy też oczywiście na wszystkie drzewa w okolicy, które nadają się do wchodzenia. Nowe pomysły na zabawy rodzą się wraz z przybywaniem do nowych miejsc. W Mesa Verde Hania z Ritą budowały z kamieni zbiornik retencyjny dla mrówek, a tutaj w Bryce Canyon stałyśmy się geologami. Zbierałyśmy kamienie i rozłupywałyśmy je, żeby sprawdzić, co mają w środku. W Badlands natomiast dziewczyny były łowcami much i tłukły ich całe mnóstwo. Oczywiście najlepiej jest, gdy na kempingu jest plac zabaw. Można wtedy zabrać Jasia na huśtawkę, czy zjeżdżalnię, chociaż on najbardziej lubi przyglądać się samochodom. Można też spotkać tam inne dzieci. Zabawy mają tą ciekawą właściwość, że przełamują językowe bariery. Bardzo dobrze bawiło się na przykład z Aidanem, Amerykaninem, którego poznaliśmy w Mesa Verde.  To od niego wiemy, że berek to po angielsku tag. Amerykanie mają też oczywiście „swoje” gry, takie jak baseball czy football amerykański.  Ale jednak mamy ze sobą sporo wspólnego.

1 komentarz: