Od początku wyjazdu miałam zamiar coś tu napisać, ale ciągle
albo zapominałam, albo pisałam w pamiętniku, albo akurat gdzieś szliśmy, albo
bawiłyśmy się. No właśnie, zabawa. Jest z tym tutaj inaczej niż w domu, wiadomo- mniej zabawek, z przestrzenią też różnie,
zależy na jakim kempingu jesteśmy. Najpierw zobaczmy co każde z nas (dzieci)
wzięło ze sobą wyjeżdżając na trzy miesiące do Stanów. Rita najchętniej
zabrałaby ze sobą wszystkie swoje zabawki, ale niestety plecak okazał się za
mały. Są tu więc dwa pluszaki: lisiczka i wilczyca Błyskawica, kredki, pamiętnik i psiaki z ulubionej bajki, Psiego
Patrolu oraz (oczywiście!) książeczki. Wszystko luźno walające się w plecaku. W
bagażu Hani można zobaczyć porządnie zapakowane
i poukładane: trzy rodzaje klocków (w tym ulubione Plus Plus) chusteczki do czyszczenia okularów, trzy tomy łamigłówek
Lassego i Mai (autor: Martin Widmark), pamiętnik i książki a także pluszowy
Słonik i Miś. Zośka do siebie upchnęła: oczywiście kolorowanki typu
Esy-Floresy, mnóstwo kredek i pisaków, gry (np. Double), pamiętnik i dwa psiaki, Zaprzęgusia i Łatka. Oraz książki
Ja osobiście najwięcej zabrałam książek np.
Warkocze Laury i Marie czy Zostań,
jeśli kochasz (obie godne polecenia). Januś zabrał za sobą gryzaki i
grzechotki, ale najczęściej korzysta z naszych rzeczy. Jak widać mamy bardzo
różne rzeczy służące do zabijania nudy. Dziewczyny oczywiście często bawią się
w to co w Polsce, ale tu opiszę typowo „amerykańskie” zabawy. Najgorzej jest w
trakcie jazdy, ale nawet w tedy można bawić się w machanie, które mama już
opisała w jednym z postów, opowiadamy bajki (Zosia opowiada już 3 część). Kiedy
jesteśmy już na kempingu, to można wyjść na dwór i wtedy się zaczyna prawdziwa
zabawa! Kupiliśmy kredę, więc można
rysować, chyba że znajdujemy się na kempingu parkowym, bo (jak dowiedzieliśmy
się w Capitol Reef) w parkach narodowych jest to zabronione. W Walmartach można też dostać piłki do
siatkówki , więc gramy i w siatkę, i w kolory, a także w freesbee, które jest
tutaj popularne. W naszej grze w siatę jesteśmy jednak odosobnieni. Włazimy też
oczywiście na wszystkie drzewa w okolicy, które nadają się do wchodzenia. Nowe
pomysły na zabawy rodzą się wraz z przybywaniem do nowych miejsc. W Mesa Verde
Hania z Ritą budowały z kamieni zbiornik retencyjny dla mrówek, a tutaj w Bryce
Canyon stałyśmy się geologami. Zbierałyśmy kamienie i rozłupywałyśmy je, żeby
sprawdzić, co mają w środku. W Badlands natomiast dziewczyny były łowcami much
i tłukły ich całe mnóstwo. Oczywiście najlepiej jest, gdy na kempingu jest plac
zabaw. Można wtedy zabrać Jasia na huśtawkę, czy zjeżdżalnię, chociaż on
najbardziej lubi przyglądać się samochodom. Można też spotkać tam inne dzieci.
Zabawy mają tą ciekawą właściwość, że przełamują językowe bariery. Bardzo
dobrze bawiło się na przykład z Aidanem, Amerykaninem, którego poznaliśmy w
Mesa Verde. To od niego wiemy, że berek
to po angielsku tag. Amerykanie mają też oczywiście „swoje” gry, takie jak
baseball czy football amerykański. Ale
jednak mamy ze sobą sporo wspólnego.
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń