Capitol Reef
15-20.08.2016
Dotarliście kiedykolwiek do oazy? Znacie to uczucie radości
i spokoju, które temu towarzyszy? My naszą oazę w Utah znaleźliśmy właśnie w
Capitol Reef. Południowa Utah jest sucha i przygnębiająca. Gorąca pustka
pustyni bez cienia i szansy na ochłodę. Przez taki świat przedzieraliśmy się w
drodze z Dead Horse do Capitol Reef.
I nagle wjechaliśmy do świata zieleni i
sadów. A to wszystko na pustyni! Przed nami trafili już tu kiedyś przodkowie
Indian, którzy w radosnym uniesieniu (tak to sobie wyobrażam) ozdobili skalne
ściany rysunkami (petroglify) a długo, długo po nich mormońscy osadnicy w
drugiej połowie XIX wieku postanowili się tu osiedlić. To właśnie oni, zdumieni zielenią tego miejsca,
wykorzystali przepływającą tędy rzekę, stworzyli system nawadniania i założyli
sady. Do dziś zachowało się osiemnaście sadów z blisko trzema tysiącami drzew. Nic
dziwnego, że osadę nazwano Fruita! W tej izolacji od świata żyło tutaj dziesięć
rodzin. Dziś z dobrodziejstwa ich pracy korzystają wszyscy odwiedzający park.
Sady są otwarte, obowiązuje samoobsługa, można wejść i poczęstować się pysznymi
jabłkami, gruszkami, brzoskwiniami i innymi owocami.
Skąd ta oaza? Niewątpliwie to życie na pustyni powstało
dzięki przepływającej tutaj Fermont River oraz ogromnej monoklinie, która
dominuje nad tutejszym krajobrazem. Monoklina, to taka olbrzymia lita skała. W
jej zagłębieniach – waterpockets –
gromadzi się woda, której jest tutaj mało, a która pozwala przetrwać roślinom i
zwierzętom.
Zaparkowaliśmy więc naszego kamperka na parkowym tanim jak
na amerykańskie standardy (20$/noc) kempingu tuż przy sadzie i rzece i
zaszyliśmy się na całe pięć dni. Postanowiliśmy odpocząć po trudach Arches,
gdzie sporo wędrowaliśmy i jeździliśmy po parku. To niesamowite, jak ogromne są
te amerykańskie parki. Jeżdżąc po samym Arches, właściwie podjeżdżając do wejść
na szlak, zrobiliśmy 350km! Fruita wydała nam się idealnym miejscem na
odpoczynek i regenerację.
Oczywiście regeneracja nie oznacza braku ruchu.
Przeszliśmy poro ciekawych szlaków. Skorzystaliśmy również z oferty edukacyjnej
parku. Och, kochamy National Park Service za ich ofertę edukacyjną tak dla
dzieci, jak i dorosłych! Byliśmy z dzieciakami na zajęciach im dedykowanych – Junior Geologist i Junior Sky Explorer – Capitol
Reef to jeden z „najciemniejszych” parków w Ameryce Północnej, oraz wieczornych
wykładach w kempingowym amfiteatrze o astronomii, historii tego miejsca a także
przystosowaniu zwierząt do życia na pustyni. Wszystkie zajęcia, a także
materiały edukacyjne dla dzieci są za darmo.
Po raz kolejny przekonuję się, jak wiele uczymy się
podróżując. Nauczyliśmy się w praktyce rozróżniać sporo skał. Hania postanowiła
zostać geologiem. Trzeba przyznać, że ma dziewczyna farta. Znalazła sporo
bardzo interesujących kamieni. Odkrywamy także astronomię. W Grand Teton
Krzysiek, Klara i Zofia uczestniczyli w nocnych obserwacjach astronomicznych.
Tutaj dowiedzieliśmy się sporo o zanieczyszczeniach świetlnych - light pollution. Co to takiego?
Od lat pięćdziesiątych XX wieku na świecie jest coraz jaśniej. Oświetlamy co
się da i ile się da. Jak to wpływa na nas i na środowisko naturalne? Kiepsko. Brak
ciemności uniemożliwia życie wielu zwierząt nocnych. Jest podobno również
przyczyną wielu chorób ludzi. Wiecie, że gdy w Nowym Jorku była gigantyczna
awaria i miasto okryło się mrokiem sporo z mieszkańców po raz pierwszy w życiu
zobaczyło Drogę Mleczną i …. uznało, że to UFO – były tysiące telefonów z
informacją o UFO. Niewiarygodne.
Fascynuje nas również tutejsza przyroda. Na wykładzie o
przystosowaniach do życia na pustyni wiele się o niej dowiedzieliśmy. Taki na
przykład utah juniper czyli jałowiec
z Utah, potrafi częściowo uschnąć, by uratować część rośliny. Miejscowe zające
mają bardzo długie uszy – chłodzą w nich krew a co za tym idzie cały organizm.
Uwaga panowie, żyją tu jaszczurki, które się klonują. To jaszczurki-panienki, w
drodze ewolucji wycięły męską odmianę! Wow, ta wiedza, to coś, czego nie
nauczysz się w szkole.
Capitol Reef, to park, przez który ludzie raczej
przejeżdżają. Podjeżdżają do petroglifów (są przy głównej drodze), ewentualnie
idą na krótki szlak. Szkoda. Tutaj jest bardzo pięknie, o czym się
przekonaliśmy przez te pięć dni. Arches było pełne turystów, tu jest spokojnie.
Jedynym minusem tego miejsca jest absolutny brak zasięgu i wifi. Jesteśmy poza
światem, choć jednocześnie tak blisko niego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz